piątek, 8 maja 2020

Kocia saga. Część trzecia.

W styczniu 2018 roku zobaczyłam ogłoszenie na profilu zaprzyjaźnionej fundacji, która pomaga zwierzakom. Do ogłoszenia o tym, że trzy kociaki potrzebują natychmiast domu tymczasowego lub stałego, dołączone było zdjęcie, które przedstawiało koci kokon, złożony z trzech splecionych ze sobą zwierzaków. To był impuls. Wiedziałam, że cokolwiek w tym kocim kokonie siedzi, musi trafić do nas. Byliśmy wtedy zdruzgotani po przejściach z wakacji 2017 roku. Mieszkanie z jednym tylko kotem było takie puste. Mąż do tej pory twierdzi, że po prostu jak mam za mało problemów, to je sobie umiejętnie tworzę :D.
Wtedy jednak pokazałam mu zdjęcie, pogadaliśmy i następnego dnia już kontaktowałam się z fundacją. Gdy byłam w pracy, otrzymałam telefon, że został już tylko jeden kociak, gdyż dwa pozostałe znalazły domy. Zebraliśmy się więc i pojechaliśmy po kociaka. Nie na tymczas. Na stałe.
W lecznicy usłyszeliśmy rozpaczliwe wrzaski samotnego kociaka. Nasza córcia, pomyślałam z radością. Gdy pani doktor wyjęła ją z klatki, wydawała mi się taka delikatna. W dodatku umaszczeniem nieco przypominała mi Elmo…
Darła się jak dzikie zwierzę całą drogę do domu. Później jednak bardzo szybko dała się głaskać i tulić, od razu też zaanektowała łóżko. Od początku zachowywała się jak mała dama. Otrzymała imię Bonnie, po jednej z bohaterek „Przeminęło z wiatrem”. 
Bardzo mały, słodki Bonbon.
Już następnego dnia zadzwoniono do mnie z fundacji. Byłam akurat w pracy, gdy dowiedziałam się, że jedna z siostrzyczek naszej Bonnie została zwrócona z adopcji po jednym dniu. Dlaczego? Bo kot się darł, nie dał się dotykać i głaskać. Dzikus. Byłam w szoku, że ludzie potrafią być tacy głupi. Przełknęłam przekleństwo, które cisnęło mi się na usta i powiedziałam, że oczywiście przyjmiemy małą na tymczas, że jutro po nią podjedziemy.
Ówczesny narzeczony pojechał po kotkę, która również darła się jak dziki zwierz przez całą drogę. Na tym jednak nie koniec. Przywiózł ją, otworzył transporter i mała kulka tylko mignęła mi pod nogami, żeby czym prędzej schować się pod szafą. 
Kocie tao - koCórki
Cicialiśmy, podsuwaliśmy jedzenie. Nie wyszła. Wychodziła tylko na chwilę, żeby sprawdzić, czy ktoś jest i zaraz się chowała. Dostała od nas dużo spokoju i dobrego jedzonka, ale w odpowiedzi tylko się chowała, albo raczyła nas głośną, rozdzierającą serce skargą spod szafy. Po pewnym czasie narzeczony postanowił ją oswoić w sposób niekonwencjonalny. Zamknął się z nią w pokoju i zakręcił kaloryfer tak, że zrobiło się dużo chłodniej. Położył się na łóżku, przykrył się kocem i czekał. Po pewnym czasie nasza dzika lwica Elza wyszła spod szafy i przytuliła się do nowego taty, gdyż zmarzła jej dupka. Następnego dnia zjawiła się obok mnie, gdy na kanapie głaskałam Bonnie i widząc, że siostrzyczka raczej nie umiera od mojego dotyku, dała się również pogłaskać.
Dziewczyny błyskawicznie dogadały się również z Gizmo. Po prostu ustalił z nimi krótko, że w tym mieszkaniu rządzi on :). Kilka razy doszło do łapoczynów, ale później dziewczęta zaakceptowały Gizmoniusza I w roli władcy.
"Ona i on...
...niebo i grom" :)

Dwa tygodnie po przygarnięciu maluchów, zaczęło szaleć u nas jakieś kocie choróbsko. Koty miały biegunkę i wymiotowały. Nie chciały jeść i pić. Byłam przerażona, bardzo bałam się panleukopenii. Testy na szczęście nie wykazały tej choroby. Koty dostały lekarstwa i gotowane mięsko. Gizmo znowu doszedł do siebie w 2 dni. Z dziewczynami było gorzej. Przeniosłam się do salonu, żeby spać z nimi i ogrzewać je w nocy. Bonisia zwana Bonbonem dochodziła do siebie szybciej. Z Elzą (ksywa Mademoiselle Filifią) było gorzej. Nie spałam całymi nocami i tuliłam ją, mówiąc, że jeżeli wyzdrowieje, to ten tymczas będzie już na stałe. Było to po tym, gdy musiała już dostać kroplówkę i nie wiadomo było, czy przeżyje. Po tej nocy jednak kociak, jakby rozumiejąc co mówiłam, podjął na nowo walkę. Wszystkie koty wyzdrowiały, a ja zyskałam przylepca w postaci Elzy, która od tej pory mnie nie odstępuje. 
Leżenie synchroniczne.Bonbonek jest zdrowy, ale w trakcie odchudzania.
O ile Bonisia rzeczywiście jest damą, w dodatku dość okrąglutką, bo ma niestety skłonności do tycia, o tyle Elza jest kotem-wariatem i fit-laską. Kochają się bardzo i żyć bez siebie nie mogą, ale są skrajnie różne. Bonisia jest cicha, kocha jedzonko, spanko i mordowanie owadów. Elza aportuje piłki i jest okropnym krzykaczem. W dodatku jej ulubionym miejscem do spania jest mój brzuch. Bonbon lubi być głaskana po brzuchu, Elza lubi być noszona. Jeżeli ktoś z Was jest ciekawy, w jaki sposób drze się codziennie Elza, zapraszam do odsłuchania arii Królowej Nocy w wykonaniu Marii Callas. Przyznam, że bardzo lubię muzykę operową, ale ta aria w wykonaniu Elzy doprowadza nas do szału. Szczególnie nocą i nad ranem. 
Mademoiselle Filifią.
Aha, znalazłam na fb fundacji komentarz babeczki, która wcześniej na dobę adoptowała Elzę. Nie omieszkałam wstawić zdjęć „dzikiego kota, którego nie da się głaskać” jak sobie na mnie leży ;), A co, niech baba zazdrości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz