Mieliśmy Gizmusia już rok i jako koci rodzice osiągnęliśmy już
niebywałą wprawę. Dodatkowo ja dałam się w pracy poznać jako
osoba kochająca zwierzęta i niosąca im pomoc, gdy tylko mogłam.
Wtedy to otrzymałam w miejscu pracy informację o kociakach
uratowanych przez panią, która zajmuje się dokarmianiem kotów na
osiedlu. Pani nie miała z nimi co zrobić, więc zaoferowałam się
przetrzymać u siebie maluchy, aż znajdą domy. Pomyślałam
wtedy, że byłoby cudownie zatrzymać jednego z nich, by Gizmo miał
towarzystwo.
Na miejscu zastałam
dwa przerażone kociaki. Jak się okazało, okoliczne dzieci bawiły
się maleństwami, rzucając nimi między sobą. Zdusiłam w sobie
chęć natychmiastowego odnalezienia rodziców „dzieciaczków”,
oraz serię komentarzy, która w tej chwili cisnęła mi się na
usta, bo pani wyjęła jednego z kotków z kartonu i włożyła mi w
ramiona. Tak właśnie poznałam Elmo.
Oczywiście w
mieszkaniu zastosowaliśmy wszelkie środki ostrożności, zachowując
izolację od Gizmo. Ten jednak non stop próbował się dostać do
maluchów i prosił, żeby go do nich wpuścić. Gdy pozwoliliśmy mu
popatrzeć z bezpiecznej odległości, wyglądał na zafascynowanego
nowym towarzystwem.
Kocięta były w
strasznym stanie, chore, zapchlone. Pomimo podjętego leczenia
mniejszy maluch odszedł w dramatycznych okolicznościach nocą w
klinice weterynaryjnej, gdzie znakomity lekarz niestety nie potrafił
mu pomóc. Był malutki, niedożywiony, chory, a na dodatek musiał
nieraz spaść podczas dziecięcej zabawy.
Elmo był silny.
Przeżył i został z nami. Zostali z Gizmo kumplami i bawili się
wspólnie. Okazał się kotem wesołym, towarzyskim, odważnym i
bardzo żarłocznym. O ile Gizmuś z czasem zrozumiał, że jedzonko
zawsze jest i nie trzeba o nie zabiegać, Elmo pożerał wszystko
błyskawicznie, a na dodatek zabierał się również za miseczkę
Gizmo. Obaj zresztą opanowali dość szybko skomplikowaną sztukę
włamywania się do kuchni i podprowadzania z niej co smaczniejszych
rzeczy. Współpracowali przy kradzieżach i polowaniach na muchy.
Mały Elmo |
Hej mały, kim jesteś? |
W międzyczasie
okazało się, że przybywa kociąt, którym trzeba zapewnić
tymczasowy kąt. Pod moją opiekę trafiły kolejne dwa maluchy,
które pomagał (oczywiście po początkowej izolacji) socjalizować
nie kto inny, jak Elmo. Pokazywał kociakom, jak być kotem, a my
pilnowaliśmy, żeby jedzenie dla nich rzeczywiście trafiało do ich
głodnych brzuchów, a nie zasilało niespożytej energii Elmo.
Pod wieloma
względami Gizmo i Elmo mocno się od siebie różnili. Gizmo był
bardziej wycofany i mało towarzyski, Elmo przeciwnie. Nie bał się
nikogo i niczego. Gizmo bał się mojego siostrzeńca, który
dokuczał zwierzętom, gdy tylko udało mu się w jakiś sposób
uniknąć czujnego spojrzenia dorosłych. Gizmo uciekał, Elmo
naprostował pewne nieporozumienia w ciągu jednej wizyty za pomocą
zdecydowanego drapnięcia młodego, który od tej pory jakoś
spokorniał wobec moich kotów.
Czas mijał, a ja
byłam szczęśliwą matką kotów, gdy tymczasem, rok po
zaadoptowaniu Elmo, otrzymałam informację o porzuconym w kartonie
kocim dziecku. Mały pręgowany Nemo miał wtedy tylko 5 tygodni, a
tydzień później trafił do mnie, po niezbędnych badaniach.
Nemo |
Co to była za
kruszynka! Od razu go pokochaliśmy, bo jak tu nie kochać takiego
malucha, który uwielbia się przytulać, bawić, towarzyszy nam
podczas pracy przy komputerze? Jakkolwiek by jednak nas nie kochał,
lwią część jego uczucia otrzymał Elmo. Elmo zaś zaopiekował
się kociakiem jak matka. Mył go, spał z nim, nauczył go korzystać
z kuwety i jedli z jednej miski. Nie widzieliśmy wcześniej aż tak
zażyłej kociej przyjaźni i obserwowaliśmy to z fascynacją przez
całe dwa tygodnie. Tylko dwa, ponieważ maleństwo zaczęło
chorować.
Przyjaciele na zawsze |
Pomimo leczenia, apetyt nie chciał powrócić. Pojawiła
się gorączka i powiększony brzuszek. Wyliśmy z rozpaczy, gdy po
bardziej szczegółowych badaniach padła diagnoza: FIP. Nasze
maleństwo odeszło, gdyż nie mogliśmy pozwolić mu cierpieć.
Tamtej nocy Elmo miał najsmutniejsze oczy, jakie widziałam
kiedykolwiek u kota. Tuliłam go, spał przytulony do mnie. Wcześniej
płakałam, widząc jak podbiegł do transportera i odkrył, że jest
pusty. Widzieliśmy też, jak jeszcze długi czas szuka maleństwa po
domu.
Odkaziliśmy w domu
co się dało. Wyrzuciliśmy rzeczy maleństwa, ale co mogliśmy
poradzić na to, że najwięcej jego śladów nosił jego ukochany
starszy brat – Elmo?
Jakiś czas później
wyjechaliśmy na krótko do moich rodziców, a kotami zajęli się
rodzice narzeczonego. Gdy wróciłam i spojrzałam na chłopaków,
wiedziałam już, że są chorzy. Zachowywali się inaczej. Pełna
najgorszych przeczuć natychmiast zabrałam ich do weterynarza. Gizmo
szybko pokonał infekcję. Elmo, który zawsze był silniejszy,
zaczął niknąć w oczach. Walczyliśmy, by zjadł, napił się.
Zastrzyki, lekarstwa, mnóstwo wizyt u weterynarza. Specjalnie
sprowadzone dla niego leki. Wszystko na nic. Po ponad miesiącu
walki, trzymałam wyniszczonego chorobą Elmo i głaskałam, dopóki
nie odszedł po zastrzyku podanym przez weterynarza. Mój Elemelek,
moje słoneczko… Również zabrał go FIP. Płakałam na myśl o
tym, jak codziennie rano po usłyszeniu budzika, biegł do mnie i
ocierał się pyszczkiem o moją twarz. Czekała nas kolejna ciężka
noc, podczas której Gizmo czuł nasz ból i sam również nie
wiedział, co stało się z jego kumplem.
Mój Elemelek |
Zdruzgotani tym, co
na nas spadło, drżeliśmy o Gizmo. Na szczęście uratowało go to,
że nie był zbyt towarzyski wobec malucha.
Działo się to w
2017 roku i nie słyszeliśmy wówczas o żadnym leku na FIP. Obecnie
lek jest, jest cholernie drogi i widzę dużo zbiórek na leczenie
kotów dotkniętych tą okropną chorobą. Gdybyśmy wiedzieli o
takim leku wcześniej, pewnie do dzisiaj spłacałabym kredyt za
leczenie chłopaków, bo spróbowałabym każdej możliwości, by
zatrzymać ich przy sobie.
Jeżeli ktoś z Was
mógłby wspomóc choćby symboliczną kwotą zbiórki na leczenie
kotów chorych na FIP, to gorąco o to proszę. Sama wpłacam, gdy
tylko mogę.
Na stronie
pomagam.pl wpiszcie w wyszukiwarkę słowo FIP, a otrzymacie również
masę zbiórek.
By leczenie było
skuteczne, nie wolno go przerwać! Po zastosowanym leczeniu, kot ma
szansę na pełne wyzdrowienie i nie musi już więcej brać leku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz