środa, 1 kwietnia 2020

Zazdrość. Dobra czy zła bohaterka?

     Zazdrość, wedle słownikowej definicji, jest uczuciem przykrości spowodowanym brakiem czegoś, co ma ktoś inny, a co my bardzo pragniemy mieć. Każdy z nas zresztą to uczucie pewnie zna. Nie musi chodzić o rzecz materialną.
     To uczucie w umiarkowany sposób jest w naszym życiu potrzebne. Sąsiad ma zarąbistą kosiarkę, wowowow, cudo. Chcę taką samą, zazdroszczę draniowi jak cholera. Swoją drogą ciekawe, skąd wziął na to pieniążki? Nieważne. Ważne, że chcę mieć to samo! Kupuję, a producent kosiarek zaciera rączki. Jak mawiał George Carlin, pożądanie rzeczy bliźniego swego napędza system gospodarczy.
    Tylko że to uczucie ma dwie strony. Pozytywna zazdrość napędza konsumpcję, a nawet może Cię zmusić do tego, żebyś wziął się w garść i zapierniczał na własne dobre samopoczucie, żeby nie zazdrościć komuś awansu w pracy, udanego związku czy czego tam jeszcze. Działa trochę jak pastuch elektryczny, tylko że nie odgania Cię, a powoduje krótkie spięcie w postaci „omg, ja też tak chcę”.
    Gdy widzisz, że ktoś ma coś, co chcesz mieć, pojawia się niemiłe uczucie, a nikt z nas nie lubi niemiłych uczuć, więc szukamy sposobu, żeby sobie z tym poradzić. Fajnie, jak w tym momencie nasze myślenie przestawi się z „chcę mieć” na „co zrobić, by mieć”. Wtedy to zazdrość inspirująca. Może nas zmotywować do zmiany pracy, do poszukania partnera, do uprawiania sportu, żeby w końcu wyglądać jak koleżanka z pracy.
   Gorzej, gdy przez zazdrość zaczynamy się topić we własnym jadzie. Frustracja Cię osłabi, a zazdrość już niejedną relację po prostu wykończyła. Zaczynasz szukać w osobie, której zazdrościsz, pierdyliard wad. No i co, że ma kasę, skoro ma krzywą twarz, hehe. Najbardziej wszystko odbija się jednak na Tobie. Ileż można pielęgnować w sobie coraz większą niechęć do innych i krytykanctwo?
    Jest też rodzaj zazdrości, który po prostu Cię zniszczy, krok po kroku, powoli. Mam w otoczeniu osobę, która we wspaniały sposób robi coś, o czym zawsze myślałam, że jest moją domeną. W zasadzie byłam zawsze przekonana, że będę to robić zawodowo, bo to kochałam, ale wtedy poznałam kogoś, kto robi to lepiej, dużo lepiej. Zaczęłam się coraz częściej porównywać z tą osobą. Nie widziałam innych ludzi, którzy też mogli to robić lepiej, bo widziałam tylko ją. W tym momencie zaczynałam czuć coraz większą niechęć do znajomej, mając wrażenie, że zabrała mi coś, co należy się mnie. Cholera, nie jestem pięknością, nie jestem też wybitnie inteligentna, ale zawsze wiedziałam, że CHCĘ PISAĆ! Dlaczego ona mi to odbiera?
    Niechęć tak mnie przeraziła, że wmówiłam sobie, że to ze mną jest coś nie tak. Widocznie jestem beznadziejna. Nie potrafię. Nigdy nie napiszę nic, co będzie genialne, co przyćmi każdego, kto chciałby napisać coś lepiej. Dzięki takiemu myśleniu, przestałam pisać cokolwiek na kilka lat. Do momentu, aż poszłam na terapię i zaczęłam sobie pomału uświadamiać, jak bardzo poniżej przeciętnej jest nie mój talent, a moja samoocena. Wtedy dostałam silne narzędzie do walki z zazdrością. Pracę nad samoakceptacją i nad poczuciem własnej wartości.
    Kiedy zrozumiałam, że nie muszę być geniuszem, a moje pisanie na skali między Dostojewskim a Lipińską nie jest wcale najgorsze, zaczęłam pisać. Dlatego między innymi powstał ten blog.

   Czy macie jakieś doświadczenia z niszczącą zazdrością? Może macie sprawdzone sposoby na to, by wredota nie zawładnęła Waszym życiem?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz