Kocham wydawać pieniądze i nie potrafię oszczędzać. Jest to
fakt, z którym musiałam się zmierzyć. Chodzi podobno o to, że
najważniejsze, to zauważyć problem. No dobra, więc kocham
rozwalać, trwonić pieniądze na ubrania, kosmetyki pielęgnacyjne,
perfumy, książki… Powiedziałam to do siebie w myślach. Później
na głos. Później jeszcze dla pewności do lustra, a na koniec
jeszcze znajomym i rodzinie. Nic się nie zmieniło, nadal mogłabym
wydać sporo kasy i wcale nie czuję, żeby to wyznanie mnie jakoś
ubogaciło, skierowało moją uwagę na dany problem, czy też mnie
zawstydziło, albo zmusiło do zaoszczędzenia czegokolwiek. No,
oczywiście nie jest i nie było tak, że nie płacę za czynsz, bo
muszę cośtam mieć już, zaraz, natychmiast. Po prostu nic nie
oszczędzałam.
Następnie musiałam
sięgnąć po cięższy kaliber. Polega na wejściu na swoje bankowe
konto internetowe, przetrzepanie portfela i miejsc, w których
czasami też trzyma się pieniądze i przyłożeniu sobie przez łeb
kolejnym stwierdzeniem, które uświadamia wagę problemu: jestem
spłukana. Gdyby nagle wypadł mi ząb, musiałabym sobie wstawić
implant na kredyt. Aż mnie wzdrygnęło na tę myśl. W rodzinie mam
osoby, mające na kredyt dom, mieszkanie, działkę, samochód, ale
nie znam nikogo, kto ma pożyczkę na implant. Zmagając się z
dojmującym poczuciem winy oraz z chęci ratowania honoru rodu,
zaczęłam się zastanawiać, jak zmusić się do oszczędzania.
Z morza dobrych rad
w internecie wybrałam kilka i zaczęłam testować. Oto wyniki
testu:
1. Oszukiwanie
wzroku. Wiadomo, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Otworzyłam konto oszczędnościowe, które pożera mi co miesiąc
pewną sumę. Jeszcze zanim zapłacę rachunki czy cokolwiek innego.
Nie ma tych pieniędzy, znikły i tak je traktowałam. Tym bardziej,
że wtedy celowo wybrałam jakieś upierdliwe konto, z którego
wypłacenie kasy równało się z pofatygowaniem się do placówki
banku. Jestem z natury leniwcem, więc zagrałam tą kartą i okazało
się, że nawet wadę można zmienić w zaletę. Musiałam dysponować
tym, co zostało.
2. Odkładanie
jakiejś sumy do skarbonki, albo wybieranie jakieś kwoty, którą
miałam dysponować na zakupach, a reszta miała leżeć na koncie.
Bądźmy poważni. Na kogoś ze słabą wolą to nie zadziała. Mam
kasę w zasięgu ręki – wydam ją. Chyba, że w międzyczasie
wypracuję sobie silną wolę, ale dopóki nie opanowałam takich
mechanizmów, to ta rada jest bez sensu. Zdziwiłabym się, gdyby
komuś się udało z marszu to wprowadzić i zaoszczędzić więcej
niż 10 zł. Mnie się udało zaoszczędzić kiedyś 10 zł bez
silnej woli. Po prostu mi ta kasa wpadła w dziurę w torebce, której
to dziury nie zauważyłam od razu. Jaka była radość na koniec
miesiąca, eh…
3. Żadnych
zakupów pod wpływem chwili. I tak i nie. Bardziej mi się to
sprawdziło podczas zakupów przez internet, niż zakupów w galerii
handlowej. Zakupy w necie zaczęłam robić w taki sposób, że
wrzucam do koszyka wszystko, co mi się podoba, a później czekam.
Zazwyczaj dobę. Po takim czasie 1/3 już nie wygląda tak
interesująco, jak wtedy, gdy miałam inny nastrój. Później robię
selekcję przydatności. Gdzie założę kieckę z taaaakim dekoltem?
Czy mam w szafie coś żółtego do tego swetra? Proste, że nie, bo
w ogóle niczego żółtego nie posiadam. Buty są fantastyczne,
piękne i niepraktyczne. Po przesortowaniu czekałam jeszcze trochę,
sprawdzałam, czy na pewno mam do czego założyć to czy tamto. Czy
tkanina jest dobra, czy też w koszyku sklepu internetowego spoczywa
kawałek szmaty, która po pierwszym praniu będzie do wywalenia? Czy
to ubranie na jeden sezon? W sensie wiecie, minie moda na falbankę i
będzie wiocha wyjść w tej bluzce za rok.
4. Na
zakupy żywieniowe nie chodź głodna. O i to jest bardzo dobra
rada. Porównałam kiedyś z ciekawości paragony i zawartość
reklamówek po tym, jak zakupy robiłam na głodniaka i po tym, gdy
wybraliśmy się na zakupy po obiedzie. Nie dość, że w pierwszym
przypadku kupiłam więcej, to jeszcze większy procent zajmowały
niezdrowe rzeczy, niż w przypadku drugim.
5. Zrób
listę rzeczy do jedzenia na cały tydzień, zakup składniki.
Też fajna porada. Przy okazji marnuje się dużo mniej jedzenia, co
ma niebagatelny wpływ nie tylko na mój stan finansów. Wybieramy
raczej wśród potraw, które lubimy i są dość tanie, chociaż
przed zakupami sprawdzam też, czy nie miałabym ochoty zaszaleć w
tym tygodniu i zrobić coś nowego. Tu jednak nauczyłam się trzymać
tego, żeby zużyć wszystkie składniki, albo robić takie potrawy,
do których składniki szybko się nie zepsują. Odstępstwem są
rzeczy, które znajdziemy na promocji, które mają długi termin
przydatności do spożycia, a przy okazji bardzo je lubimy i wiemy,
że i tak wcześniej czy później zjemy. Uwaga! Nie ma sensu
oszczędzać na jakości pożywienia.
6. Pytaj
samą siebie, czy naprawdę tego potrzebujesz. Come on, to
naprawdę działa tak z marszu na kogokolwiek? Przecież jak idę na
zakupy i widzę szałowy ciuch, albo fantastyczne perfumy, to jasne,
że odpowiedź będzie twierdząca. Tak, teraz w tym momencie tego
zapragnęłam i muszę to mieć. Dużo więcej dla moich oszczędności
zrobiło rozsądne budowanie garderoby w oparciu o naturalne tkaniny
i maksymalnie 5 kolorów. To odsiało masę nietrafionych zakupów i
sprawiło, że w końcu mogę zestawiać ze sobą dowolne ubrania i
mieć pewność, że nie będę w panice szukać jedynych spodni,
które pasują do tej jedynej bluzki. Spodnie oczywiście w praniu, a
ta bluzka mi tak zarąbiście podkreśla kolor… w sumie nie wiem,
czegoś tam kolor pewnie podkreśla ;).
7. Szukaj
kodów rabatowych. Zanim coś kupisz, poszukaj w necie kodów
rabatowych. Czasami jakaś blogerka dostaje kod i dzieli się z
innymi. Możesz w ten sposób zaoszczędzić, kupując coś 10 czy
15% taniej.
8. Programy
lojalnościowe i refundacje zakupów. Jeżeli już coś kupujesz,
to chociaż miej z tego jakiś zwrot. Większość zakupów robię
przez internet. Tak się składa, że sporo sklepów współpracuje
ze stroną refundera. Ja mam założone konto na takim portalu,
wtyczkę w przeglądarce i kupuję, korzystając z wtyczki, a z
każdych zakupów określony procent wędruje na moje konto
użytkownika. Po zdobyciu 45 zł, można kasę wypłacić na swoje
konto w banku.
(Wypłacałam
póki co dwa razy, system działa jak najbardziej i szczerze polecam
rejestrować się z mojego linku: www.refunder.pl/zapros/izolda89
Zarejestrujecie
i w ciągu 45 dni zrobicie zakupy za co najmniej 50 zł w dowolnym
sklepie współpracującym z refunderem, to oprócz zwrotu
określonego % wydanych na zakup pieniędzy, otrzymacie bonus
w postaci 10 zł.)
Myślę, że to
dopiero początek mojej przygody z oszczędzaniem, bo lista perfum,
które chciałabym mieć jest długa i rośnie niepokojąco, a mój
trening silnej woli jeszcze się nie skończył ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz