czwartek, 26 marca 2020

Jak oszczędzać? Przetestowane przeze mnie porady z internetu.

    Kocham wydawać pieniądze i nie potrafię oszczędzać. Jest to fakt, z którym musiałam się zmierzyć. Chodzi podobno o to, że najważniejsze, to zauważyć problem. No dobra, więc kocham rozwalać, trwonić pieniądze na ubrania, kosmetyki pielęgnacyjne, perfumy, książki… Powiedziałam to do siebie w myślach. Później na głos. Później jeszcze dla pewności do lustra, a na koniec jeszcze znajomym i rodzinie. Nic się nie zmieniło, nadal mogłabym wydać sporo kasy i wcale nie czuję, żeby to wyznanie mnie jakoś ubogaciło, skierowało moją uwagę na dany problem, czy też mnie zawstydziło, albo zmusiło do zaoszczędzenia czegokolwiek. No, oczywiście nie jest i nie było tak, że nie płacę za czynsz, bo muszę cośtam mieć już, zaraz, natychmiast. Po prostu nic nie oszczędzałam.
    Następnie musiałam sięgnąć po cięższy kaliber. Polega na wejściu na swoje bankowe konto internetowe, przetrzepanie portfela i miejsc, w których czasami też trzyma się pieniądze i przyłożeniu sobie przez łeb kolejnym stwierdzeniem, które uświadamia wagę problemu: jestem spłukana. Gdyby nagle wypadł mi ząb, musiałabym sobie wstawić implant na kredyt. Aż mnie wzdrygnęło na tę myśl. W rodzinie mam osoby, mające na kredyt dom, mieszkanie, działkę, samochód, ale nie znam nikogo, kto ma pożyczkę na implant. Zmagając się z dojmującym poczuciem winy oraz z chęci ratowania honoru rodu, zaczęłam się zastanawiać, jak zmusić się do oszczędzania.
     Z morza dobrych rad w internecie wybrałam kilka i zaczęłam testować. Oto wyniki testu:
1. Oszukiwanie wzroku. Wiadomo, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Otworzyłam konto oszczędnościowe, które pożera mi co miesiąc pewną sumę. Jeszcze zanim zapłacę rachunki czy cokolwiek innego. Nie ma tych pieniędzy, znikły i tak je traktowałam. Tym bardziej, że wtedy celowo wybrałam jakieś upierdliwe konto, z którego wypłacenie kasy równało się z pofatygowaniem się do placówki banku. Jestem z natury leniwcem, więc zagrałam tą kartą i okazało się, że nawet wadę można zmienić w zaletę. Musiałam dysponować tym, co zostało.
2. Odkładanie jakiejś sumy do skarbonki, albo wybieranie jakieś kwoty, którą miałam dysponować na zakupach, a reszta miała leżeć na koncie. Bądźmy poważni. Na kogoś ze słabą wolą to nie zadziała. Mam kasę w zasięgu ręki – wydam ją. Chyba, że w międzyczasie wypracuję sobie silną wolę, ale dopóki nie opanowałam takich mechanizmów, to ta rada jest bez sensu. Zdziwiłabym się, gdyby komuś się udało z marszu to wprowadzić i zaoszczędzić więcej niż 10 zł. Mnie się udało zaoszczędzić kiedyś 10 zł bez silnej woli. Po prostu mi ta kasa wpadła w dziurę w torebce, której to dziury nie zauważyłam od razu. Jaka była radość na koniec miesiąca, eh…
3. Żadnych zakupów pod wpływem chwili. I tak i nie. Bardziej mi się to sprawdziło podczas zakupów przez internet, niż zakupów w galerii handlowej. Zakupy w necie zaczęłam robić w taki sposób, że wrzucam do koszyka wszystko, co mi się podoba, a później czekam. Zazwyczaj dobę. Po takim czasie 1/3 już nie wygląda tak interesująco, jak wtedy, gdy miałam inny nastrój. Później robię selekcję przydatności. Gdzie założę kieckę z taaaakim dekoltem? Czy mam w szafie coś żółtego do tego swetra? Proste, że nie, bo w ogóle niczego żółtego nie posiadam. Buty są fantastyczne, piękne i niepraktyczne. Po przesortowaniu czekałam jeszcze trochę, sprawdzałam, czy na pewno mam do czego założyć to czy tamto. Czy tkanina jest dobra, czy też w koszyku sklepu internetowego spoczywa kawałek szmaty, która po pierwszym praniu będzie do wywalenia? Czy to ubranie na jeden sezon? W sensie wiecie, minie moda na falbankę i będzie wiocha wyjść w tej bluzce za rok.
4. Na zakupy żywieniowe nie chodź głodna. O i to jest bardzo dobra rada. Porównałam kiedyś z ciekawości paragony i zawartość reklamówek po tym, jak zakupy robiłam na głodniaka i po tym, gdy wybraliśmy się na zakupy po obiedzie. Nie dość, że w pierwszym przypadku kupiłam więcej, to jeszcze większy procent zajmowały niezdrowe rzeczy, niż w przypadku drugim.
5. Zrób listę rzeczy do jedzenia na cały tydzień, zakup składniki. Też fajna porada. Przy okazji marnuje się dużo mniej jedzenia, co ma niebagatelny wpływ nie tylko na mój stan finansów. Wybieramy raczej wśród potraw, które lubimy i są dość tanie, chociaż przed zakupami sprawdzam też, czy nie miałabym ochoty zaszaleć w tym tygodniu i zrobić coś nowego. Tu jednak nauczyłam się trzymać tego, żeby zużyć wszystkie składniki, albo robić takie potrawy, do których składniki szybko się nie zepsują. Odstępstwem są rzeczy, które znajdziemy na promocji, które mają długi termin przydatności do spożycia, a przy okazji bardzo je lubimy i wiemy, że i tak wcześniej czy później zjemy. Uwaga! Nie ma sensu oszczędzać na jakości pożywienia.
6. Pytaj samą siebie, czy naprawdę tego potrzebujesz. Come on, to naprawdę działa tak z marszu na kogokolwiek? Przecież jak idę na zakupy i widzę szałowy ciuch, albo fantastyczne perfumy, to jasne, że odpowiedź będzie twierdząca. Tak, teraz w tym momencie tego zapragnęłam i muszę to mieć. Dużo więcej dla moich oszczędności zrobiło rozsądne budowanie garderoby w oparciu o naturalne tkaniny i maksymalnie 5 kolorów. To odsiało masę nietrafionych zakupów i sprawiło, że w końcu mogę zestawiać ze sobą dowolne ubrania i mieć pewność, że nie będę w panice szukać jedynych spodni, które pasują do tej jedynej bluzki. Spodnie oczywiście w praniu, a ta bluzka mi tak zarąbiście podkreśla kolor… w sumie nie wiem, czegoś tam kolor pewnie podkreśla ;).
7. Szukaj kodów rabatowych. Zanim coś kupisz, poszukaj w necie kodów rabatowych. Czasami jakaś blogerka dostaje kod i dzieli się z innymi. Możesz w ten sposób zaoszczędzić, kupując coś 10 czy 15% taniej.
8. Programy lojalnościowe i refundacje zakupów. Jeżeli już coś kupujesz, to chociaż miej z tego jakiś zwrot. Większość zakupów robię przez internet. Tak się składa, że sporo sklepów współpracuje ze stroną refundera. Ja mam założone konto na takim portalu, wtyczkę w przeglądarce i kupuję, korzystając z wtyczki, a z każdych zakupów określony procent wędruje na moje konto użytkownika. Po zdobyciu 45 zł, można kasę wypłacić na swoje konto w banku.
(Wypłacałam póki co dwa razy, system działa jak najbardziej i szczerze polecam rejestrować się z mojego linku: www.refunder.pl/zapros/izolda89
Zarejestrujecie i w ciągu 45 dni zrobicie zakupy za co najmniej 50 zł w dowolnym sklepie współpracującym z refunderem, to oprócz zwrotu określonego % wydanych na zakup pieniędzy, otrzymacie bonus w postaci 10 zł.)
     Myślę, że to dopiero początek mojej przygody z oszczędzaniem, bo lista perfum, które chciałabym mieć jest długa i rośnie niepokojąco, a mój trening silnej woli jeszcze się nie skończył ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz