sobota, 28 marca 2020

Oczekiwania vs. rzeczywistość. Nauka dystansu.

    Jestem perfekcjonistką i marnuję w życiu furę energii na to, żeby wszystko było idealnie, tak jak sobie wymarzyłam. Z tego też względu wiedziałam, że nie ma sensu, abym kiedykolwiek miała wesele. To znaczy nigdy nie chciałam mieć dużego wesela, ale jednym z czynników o tym decydujących był fakt, że umarłabym ze zdenerwowania, wściekłości i rozpaczy, organizując taką uroczystość i biorąc w niej udział.
    Potrafiłam już jako dzieciak zadręczać się w nieskończoność, bo nie zrobiłam czegoś idealnie, a przecież tak miało właśnie być.
   Niestety, albo raczej na szczęście, los podarował mi niezbyt idealną fizjonomię, umiejętność skupienia się tylko na tym, co mnie realnie w danej chwili interesuje, ludzi, którzy udowadniają mi, że nic nie idzie idealnie i przede wszystkim prokrastynację.
   Najpierw uznałam, że mając do tego perfecjonizm jestem po wielokroć przeklęta przez wszystkie bóstwa i cierpię za miliony, ale to był okres nastoletniego bólu istnienia, więc możemy to odhaczyć. Później wyszłam z założenia, że to poligon do walki z samą sobą. Bo przecież logiczne, że siły dobra to perfekcjonizm, a cała reszta to siły zła, które chcą zniszczyć wzorzec ideału w moim życiu.
   Aktualnie godzę się z losem, ale wiecie, pisać to sobie można. Haha, nie musi być idealnie, dorosłam do tego. Dam Wam i sobie dowód na to, że nabrałam dystansu, a dodatkowo, że perfekcja mi raczej nie grozi.

   Chciałam mieć piękne zdjęcie na insta i Facebooka z wakacji na Krecie. Ubrałam się ładnie i poszliśmy na plażę z moim obecnie już mężem, wtedy narzeczonym. Uznałam, że muszę mieć zdjęcie na jakimś kawałku skały, który tak artystycznie obmywało morze… Już sobie wyobrażałam, że będę wyglądać niczym nimfa wodna. Tylko, że zanim z morza wyłoniła się nimfa i przysiadła na skale, musiałam przejść przez etap pożądającej fotki Grażynki, która praktycznie wczołguje się na mokrą skałę. 
    Oczyma wyobraźni już widziałam, jak kończę wakacje w gipsie, albo z glonami we wszystkich miejscach ciała. Posadziłam z wysiłkiem swoją bladą dupkę na kamulcu i mówię chłopu: „rób zdjęcia ile wlezie, później wybiorę najlepsze, bo stąd nie zlezę teraz". No i robi zdjęcia, poci się chłop w 35 stopniach, wygina się jak pręt w karuzeli. Jeszcze tak, tak i z tego profilu. A ja walczę o życie! Skała śliska, fale czasami takie, że mnie prawie zmiata!
Obejrzałam zdjęcia i ostatecznie to trafiło na insta:


Ale kurczę, w ramach tego dystansu jeszcze… To mnie tak rozbawiło, że jest moim ulubionym:
 Pozdrawiam serdecznie! :)

2 komentarze:

  1. Ja zdecydowanie wolę zdjęcie nr 2!Zobacz jak perfekcyjnie rozbryzguje się fala ;) M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam spore stopy, to miała się o co tak efektownie rozwalić :D.
      Pozdrawiam!

      Usuń