wtorek, 24 marca 2020

Pachnące hobby.

     Od kilku lat moim hobby są perfumy. Kocham perfumy, uwielbiam włóczyć się po perfumeriach i poznawać nowe zapachy, zaciągać się z lubością zapachami perfum w komunikacji publicznej, próbując zgadnąć czego używa osoba obok. Zamawiam próbki i próbeczki. Mainstream, nisza, wszystko jedno. Z 10 lat temu wpadłam na forum wizaż i wsiąkłam w ten świat na dobre. Uwielbienie do poznawania nowych zapachów zaczęło się jednak wcześniej.
     Miałam kilka lat, może 7 lub 8, gdy podczas spaceru znalazłam próbkę zapachu Chanel. Teraz już wiem, że była to woda toaletowa Allure. Prysnęłam nią na nadgarstek i oniemiałam, bo właśnie powąchałam najwspanialszą rzecz w swoim dotychczasowym życiu. Co jakiś czas wracałam do tego wspaniałego zapachu, który był moim największym dziecięcym skarbem. Próbka po jakichś 2 latach uległa jednak zniszczeniu podczas remontu. Jak ja wtedy rozpaczałam…
    Jako dzieciak rozgniatałam płatki kwiatów i owoce, dolewałam do tego wody i taką mieszankę wlewałam do atomizera. Niestety to nigdy nie było to :). Próbowałam się także nacierać rozgniecionymi płatkami dzikiej róży. Do dzisiaj kocham ten zapach, bo przypomina mi przecudny krzew tej rośliny, który kwitnął opodal mojego bloku.
    Miałam ok. 12 lat, gdy pierwszy raz znalazłam się w sklepie indyjskim w pewnym nadmorskim kurorcie. Co sobie kupiłam za zaoszczędzone pieniądze? Olejki zapachowe. Stać mnie było tylko na 3 zapachy i do tej pory pamiętam, jakie wybrałam. Jaśmin, paczula, ylang-ylang. Mieszałam je ze sobą, nakładałam je oszczędnie na nadgarstki i za uszami, skrapiałam nimi poduszkę.
    Po zapachu rozpoznawałam bezbłędnie, kto nas odwiedził w domu. Marzyłam, żeby być jak pewna wytworna dama, która odwiedzała nas w domu i pachniała Kobako. Niestety pochodziłam z rodziny, w której się nie przelewało, więc o własnym flakonie mogłam tylko pomarzyć.
Jako nastolatka, w wieku chyba 16 lat, otrzymałam swoje pierwsze perfumy i były to avonowskie White Sunset. Kilka lat później dostałam w prezencie Pur Blancę Blush, również firmy Avon. Miałam jeszcze jakieś psikadło, które dostałam na urodziny. Niestety nie pamiętam nazwy, ale zapach był słodkawy.
    Prawdziwe szaleństwo zaczęło się, kiedy wyprowadziłam się na studia do dużego miasta i nagle się okazało, że w centrum są perfumerie z prawdziwego zdarzenia. Po pracy i po zajęciach na uczelni chodziłam do perfumerii i obwąchiwałam wszystko, co mnie zaciekawiło. Później wpisywałam nazwy w wyszukiwarkę i czytałam o nutach zapachowych. Za zaoszczędzone w jakiś sposób pieniądze kupiłam sobie Oxygene Lanvin całkowicie w ciemno, bo nie mogłam zdzierżyć, że zapachu nie mogłam znaleźć stacjonarnie. Strzał w dziesiątkę. Dostałam też próbkę Envy Gucci. Zaczęłam zamawiać próbki, testować zapachy. Po pewnym czasie miałam już niedużą kolekcję.
Od tamtego czasu mnóstwo zapachów przewinęło się przez moją kolekcję. Aktualnie flakonów, odlewek i próbek mam ok. 60-70 szt. Gdyby fundusze mi pozwoliły, pewnie miałabym ze 3 razy tyle :D.
    Większą wagę przyłożyłam chyba do zapachu, jaki będę nosić na ślubie, niż do tego, jak ma wyglądać moja suknia ślubna! W końcu stanęło na Enchanted Forest Vagabond Prince.
    Do tej pory nie znalazłam jeszcze zapachu, który pachnie jak plaża na Wyspie Wolin, gdy jest już po zachodzie słońca, ale jeszcze nie zapadły ciemności. Od morza wieje wiatr, który rozwiewa włosy. Jest wolność. Jeżeli znajdę taki zapach, będę przeszczęśliwa.
    Chciałabym, żeby na blogu była osobna zakładka o perfumach, bo mogę się nie powstrzymać od opisywania swoich wrażeń z testowania nowości. Chyba się bez tego nie obejdzie :).
Wizerunek Perfumowej Wiedźmy powstał wczoraj w nocy :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz