sobota, 24 października 2020

Czy już wolno być wściekłą?

 Uwaga! W poście pojawiają się wulgaryzmy. Ostrzegam szczególnie zwolenników super kulturalnych protestów.

Jeszcze niedawno temat aborcji miał być jedynie w oczach wielu osób tematem zastępczym. Nie ruszą kompromisu, mówili jedni. Tylko przykrywają tym inne afery, przekonywali kolejni. Jak się dzisiaj czują? Tego nie wiem i w sumie guzik mnie to interesuje. Wiem, jak czuję się ja i wiele innych kobiet, które swoimi uczuciami i poglądami dzielą się w sieci. Powiedzieć, że jesteśmy złe na tę sytuację, to nic nie powiedzieć. Jesteśmy wkurwione i mamy do tego pełne prawo.

Pamiętam protesty sprzed kilku lat. Pamiętam, że szłam przez katowickie ulice pod biuro poselskie posła PiS. Dostał całą masę wieszaków pod drzwi. Pamiętam też jedną z grup na Facebooku, która powstała w wyniku niezadowolenia na próby gmerania w ustawie. Niezadowolenie i strach dookoła, a na tejże grupie próba pacyfikacji co bardziej odważnych pomysłów na strajk. Nie mogłyśmy być kojarzone z agresją, przecież jesteśmy lepsze. Nie możemy być wulgarne, bo to do nas zrazi tych, od których tak wiele zależy. Napisałam wtedy na tej grupie post, w którym wyraziłam swoje oburzenie. Ktoś chce położyć po chamsku łapska na naszych prawach, a my mamy GRZECZNIE protestować? Gdzie wola walki? Co chcecie osiągnąć tą grzecznością? Administracja posta nie dodała, polecono mi wyrazić swoje oburzenie w komentarzu. Przestałam się udzielać.

Część nadal walczyła o prawo do aborcji dla każdej kobiety. O prawo wyboru. Chwała im za to. Część osiadła bezpiecznie w kokonie „no ale mamy kompromis, nikt nam go nie odbierze”. Aborcja nie jest jednak tematem, który da się wyciszyć i zamieść pod dywan. Do grup, na których kobiety poszukiwały pomocy w sprawie aborcji, zaczęły przenikać pro-liferskie trolle i aktywistka spod znaku rudego ssaka uznała, że jest na tyle nieomylną alfą i omegą, że powinna decydować za kobietę, co ta powinna zrobić z ciążą. Poinformowała przyszłego tatusia, oraz rodziców dziewczyny o planowanym zabiegu. Przekazała informacje, którymi dziewczyna dzieliła się na zamkniętej grupie. Zaznaczmy przy tym wyraźnie, że tamta dziewczyna nie złamała prawa! Nie zrobiła nic, co byłoby nielegalne, ponieważ w Polsce nie ma kary dla kobiety, która usuwa własną ciążę. A aktywistka? Dostała owacje, medal, pochwały. Rządzący się cieszą, aktywiści się cieszą, pani aktywistka pewnie dumna jak paw i zasypia z czystym, pełnym miłości serduszkiem. Ciekawi Was, jak czuje się tamta dziewczyna, zmuszona przez to do donoszenia ciąży? Błagam Was, w Polsce mało kogo obchodzi jej los. To znaczy, jak już przekroczy próg, w którym może dokonać aborcji. Wtedy przestaje być istotna.

Jakiś czas temu rządzący pokazali, gdzie mają rodziców niepełnosprawnych dzieci, którzy prosili o wsparcie. Dziecko już się urodziło, a że chore? No hej, nie jest już płodem, teraz jest zdane z rodzicami na własny los. Bóg tak chciał. Poza tym wiadomo przecież, że zbiórki na te wszystkie niepełnosprawne dzieci robi się chyba z nudów, bo z jakiego innego powodu? Przecież w Polsce są otoczone miłością bożą i wtedy już nic nie trzeba. Że rehabilitacja? Leki? Panie kochany, kogo to interesuje…

Nadszedł październik 2020 roku, a wraz z nim orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Otóż usuwanie ciąży z powodu przesłanek wskazujących na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu jest niekonstytucyjne. W całym kraju zaczęły się protesty. Pewien pan redaktor pyta, czy hasła takie jak „wypierdalać” wzbudzą sympatię do protestujących. Och tak, to jest w cholerę ważne. Przecież o to właśnie chodzi, żeby wzbudzić sympatię. Protestować, ale grzecznie, bo jeszcze kogoś urazimy. Przecież nie chcemy, żeby politycy czy policjanci czuli się nieswojo, albo urażeni. Jako prawdziwe damy musimy o to dbać. Nie można pokazać się z tej wulgarnej strony. No wiecie, panowie policjanci też nie mają łatwo. Może da się jakoś milej?

W tej chwili konwenanse i cudze dobre samopoczucie powinnyśmy wszystkie mieć w dupie tak samo, jak w dupie mają nas ci, którzy chcą nas zmusić do rodzenia nieuleczalnie chorych dzieci. Później dostaniemy ochłapy od państwa. Będziemy kombinować, jak związać koniec z końcem, by wystarczyło na leki dla dziecka, na rehabilitację. Zostaniemy zamknięte w domu, by zająć się dzieckiem, które nigdy nie będzie samodzielne i gryząc po nocach z rozpaczy zaciśnięte pięści, bo nie możemy już patrzeć na cierpienie dziecka, ani znieść własnego. Może odejdzie mąż, a może nie. Jest też opcja, że dziecko umrze zaraz po porodzie. Tak się składa, że znam i znałam kobiety, które oczekiwały dziecka z wielką radością, z przejęciem. Gdy były jakieś wątpliwości podczas badań, one umierały ze strachu o dziecko. Co czuje kobieta, która nosi w sobie dziecko, którego los jest właściwie przesądzony? Które czeka cierpienie?

Ludzie gratulują ciężarnym. Pytają, który miesiąc. Jakie imię. Co wtedy czuje matka, która już wie, że obojętnie jak piękne życie chciałaby podarować dziecku, ono umrze? Jak wielkie tortury przechodzi w ciąży kobieta, która wie, że dziecko urodzi się by cierpieć? By umrzeć? Jasne, że są kobiety, które nie przerywają ciąży z takiego powodu. Taki ich wybór. Ale właśnie, WYBÓR. Nie możesz komuś narzucić tego, by dla Twojego sumienia, Twojego dobrego samopoczucia, pławienia się w zadowoleniu, przechodził przez taką traumę. Jak wycenić tak wielkie cierpienie psychiczne? Bóg ma pocieszać te kobiety? One wolałyby tulić w ramionach swoje zdrowe dziecko, a nie modlić się o pocieszenie.

To naprawdę nie są warunki do bycia grzeczną, mimo że w Polsce tak często wychowuje się dziewczynki. Na grzeczne i uległe. My nie jesteśmy pluszowymi kotkami, jesteśmy ludźmi, którzy mają całą gamę uczuć. Tak, również złość i wkurwienie są w nas. Musisz się wściec, bo dzieje Ci się niesprawiedliwość i nikt za Ciebie nie zawalczy o Twoje prawa. Masz prawo być zła, a gniew zwalnia Cię w tym przypadku z pięknego słownictwa, ęą pierdą.

Jest też coś, o czym chciałabym wspomnieć. Jest jeden okropny argument, wybieg w dyskusji, jakiego używają te osoby pro-life, albo raczej anti-choice. Takie cudowne granie na uczuciach:”Moja siostrzenica ma (jakaś ciężka choroba genetyczna). Idź jej powiedz, że nie powinna żyć. Powiedz dzieciom z chorobą XYZ, że nie powinny się były urodzić. No śmiało”. Kurwa, nie. To naprawdę jest jeden z najohydniejszych chwytów w dyskusji o aborcji. Jasne, że nie powiem. Nie podejdę do dziecka z ZD i nie powiem, że ja bym je usunęła. To rodzice powołali te dzieci do życia. To wybór matki, która zdecydowała się donosić ciążę i urodzić. Szanuję wybór, jakiego dokonała inna kobieta. W zamian chcę dla każdej z nas tego samego.


Na koniec chciałabym dodać, że jestem zaskoczona, jak duże wsparcie finansowe od anonimowych osób otrzymała zbiórka Aborcyjnego Dream Teamu. Zachęcam do polubienia na Facebooku zarówno tego profilu, jak i Marszu dla bezpiecznej aborcji.

poniedziałek, 12 października 2020

Jak nie osiągać sukcesu?

Czasami wpadają mi w ręce poradniki i artykuły, w których autor dzieli się receptą na sukces. Niedawno, sfrustrowana swoimi próbami pisarskimi, przeczytałam, że dobrze jest pisać o tym, co się zna, kocha, albo w czym jest się ekspertem. Wtedy to jakby naturalnie przychodzi. Przyznaję, że niegłupio to brzmi. Kłopotliwym pytaniem jest, w czym ja jestem tak naprawdę dobra, w czym jestem ekspertem. 10 potraw z makaronu, albo 5 sposobów na ignorowanie kota nie zapewni mi nie tylko literackiego Nobla, ale nawet gazeta w stylu „Chwila dla Ciebie” nie zapłaci mi za to marnych 50 zł. Bądźmy poważni. Chyba każdy w tym kraju potrafi zrobić coś prostego z makaronu, a niczego trudnego sama nie potrafię. Ignorowanie kota bywa zaś zwyczajnie niemożliwe.

Jest jedna rzecz, w której mogłabym udzielać porad. Myślę, że odwrócony coaching stworzono dla ludzi takich jak ja. Przetestowałam na sobie kilka niezawodnych sposobów na to, jak nie osiągnąć sukcesu. Jak samodzielnie skopać swoje plany w metaforycznych glanach, jak się autodemotywować.

1. Znasz to uczucie, kiedy idziesz do pracy czy szkoły z taką wiarą w siebie i swoje możliwości? Jestem zdolną i kompetentną jednostką. Materiał obryty na 5. Jestem pewna, że sobie poradzę! Znasz? Ja też nie znam… Mogłam być po dwóch tygodniach zakuwania, a i tak miałam wrażenie, że wiem za mało. W obecnej pracy dość szybko się uczę, ale ciągle kurczowo się trzymam myśli, że jeszcze tyyyle nie wiem. Negatywne nastawienie do swoich umiejętności i ich umniejszanie, to fantastyczna recepta na to, żeby nie osiągać niczego, a to właśnie jest naszym celem!

2. Wysoko stawiaj sobie poprzeczkę. Mówiąc „wysoko” nie mam na myśli miejsca, do którego możesz doskoczyć, jeżeli się naprawdę przyłożysz i potrenujesz. Zaszalej. Jeżeli chcesz pisać, to pamiętaj, że Twoja powieść musi sprać tyłek samemu mistrzowi Dostojewskiemu z jego wspaniałą literaturą. Nie ma miejsca na nic przeciętnego! Nakładaj na siebie niemożliwą presję i wyznaczaj sobie cele, których osiągnięcie leży w granicach błędu statystycznego. Posmak frustracji, niezadowolenia, poczucia niższości i bylejakości o poranku jest daleko bardziej niezbędny niż zdrowe śniadanie. W krótkim czasie możesz dojść do imponujących rezultatów, takich jak utrata resztek wiary w samego siebie, a także jakże atrakcyjne porzucenie na zawsze swoich marzeń.

3. Wytłumacz sobie, że odkładanie wszystkiego na później, to cecha ludzi inteligentnych i odkładaj w ten sposób wszystko. Szczególnie skup się na tym, by nie ćwiczyć zbyt wiele. „Zrobię to później” to wspaniałe słowa, które dają niezwykle relaksujące poczucie, że obowiązki odpływają niczym senne marzenia, gdy otwierasz oczy o poranku.

4. Dużo porównuj się z innymi i przenigdy nie szukaj swojej drogi do zrobienia tego, na czym Ci zależy. Ludzie mówią, że wczesne wstawanie to recepta na sukces, a Ty jesteś sową i obudzona skoro świt masz ochotę rzucać mięsem, zamiast radośnie wsłuchiwać się w ptasie trele za oknem? Prędzej o tej godzinie zaplanujesz pogrzeb, niż ścieżkę kariery? Wstawaj wcześnie, autorytety się nie mylą. Nigdy. Never. Nie ma opcji. Co zrobisz, gdy każdy z klasy idzie na studia, a Ciebie niesamowicie ciągnie do fryzjerstwa? No oczywiście, że pójdziesz na kierunek, który interesuje Cię tak sobie. No weź.

Jeżeli odnajdujesz w tym siebie, to znaczy, że jesteś z wieloma rzeczami równie w d. jak ja. Tekst powstał z połączenia zmęczenia i frustracji. Próbuję coś pisać i ciągle jestem wkurzona, jak bardzo jest to słabe. Nie dam nikomu do przeczytania, bo się wstydzę, że nie jestem geniuszem, a przecież muszę, bo jak to tak :o).