niedziela, 26 kwietnia 2020

Kocia saga. Część druga.

Mieliśmy Gizmusia już rok i jako koci rodzice osiągnęliśmy już niebywałą wprawę. Dodatkowo ja dałam się w pracy poznać jako osoba kochająca zwierzęta i niosąca im pomoc, gdy tylko mogłam. Wtedy to otrzymałam w miejscu pracy informację o kociakach uratowanych przez panią, która zajmuje się dokarmianiem kotów na osiedlu. Pani nie miała z nimi co zrobić, więc zaoferowałam się przetrzymać u siebie maluchy, aż znajdą domy. Pomyślałam wtedy, że byłoby cudownie zatrzymać jednego z nich, by Gizmo miał towarzystwo.
Na miejscu zastałam dwa przerażone kociaki. Jak się okazało, okoliczne dzieci bawiły się maleństwami, rzucając nimi między sobą. Zdusiłam w sobie chęć natychmiastowego odnalezienia rodziców „dzieciaczków”, oraz serię komentarzy, która w tej chwili cisnęła mi się na usta, bo pani wyjęła jednego z kotków z kartonu i włożyła mi w ramiona. Tak właśnie poznałam Elmo.
Oczywiście w mieszkaniu zastosowaliśmy wszelkie środki ostrożności, zachowując izolację od Gizmo. Ten jednak non stop próbował się dostać do maluchów i prosił, żeby go do nich wpuścić. Gdy pozwoliliśmy mu popatrzeć z bezpiecznej odległości, wyglądał na zafascynowanego nowym towarzystwem.
Kocięta były w strasznym stanie, chore, zapchlone. Pomimo podjętego leczenia mniejszy maluch odszedł w dramatycznych okolicznościach nocą w klinice weterynaryjnej, gdzie znakomity lekarz niestety nie potrafił mu pomóc. Był malutki, niedożywiony, chory, a na dodatek musiał nieraz spaść podczas dziecięcej zabawy.
Elmo był silny. Przeżył i został z nami. Zostali z Gizmo kumplami i bawili się wspólnie. Okazał się kotem wesołym, towarzyskim, odważnym i bardzo żarłocznym. O ile Gizmuś z czasem zrozumiał, że jedzonko zawsze jest i nie trzeba o nie zabiegać, Elmo pożerał wszystko błyskawicznie, a na dodatek zabierał się również za miseczkę Gizmo. Obaj zresztą opanowali dość szybko skomplikowaną sztukę włamywania się do kuchni i podprowadzania z niej co smaczniejszych rzeczy. Współpracowali przy kradzieżach i polowaniach na muchy.
Mały Elmo

Hej mały, kim jesteś?
W międzyczasie okazało się, że przybywa kociąt, którym trzeba zapewnić tymczasowy kąt. Pod moją opiekę trafiły kolejne dwa maluchy, które pomagał (oczywiście po początkowej izolacji) socjalizować nie kto inny, jak Elmo. Pokazywał kociakom, jak być kotem, a my pilnowaliśmy, żeby jedzenie dla nich rzeczywiście trafiało do ich głodnych brzuchów, a nie zasilało niespożytej energii Elmo.
Pod wieloma względami Gizmo i Elmo mocno się od siebie różnili. Gizmo był bardziej wycofany i mało towarzyski, Elmo przeciwnie. Nie bał się nikogo i niczego. Gizmo bał się mojego siostrzeńca, który dokuczał zwierzętom, gdy tylko udało mu się w jakiś sposób uniknąć czujnego spojrzenia dorosłych. Gizmo uciekał, Elmo naprostował pewne nieporozumienia w ciągu jednej wizyty za pomocą zdecydowanego drapnięcia młodego, który od tej pory jakoś spokorniał wobec moich kotów.
Czas mijał, a ja byłam szczęśliwą matką kotów, gdy tymczasem, rok po zaadoptowaniu Elmo, otrzymałam informację o porzuconym w kartonie kocim dziecku. Mały pręgowany Nemo miał wtedy tylko 5 tygodni, a tydzień później trafił do mnie, po niezbędnych badaniach. 

Nemo

Co to była za kruszynka! Od razu go pokochaliśmy, bo jak tu nie kochać takiego malucha, który uwielbia się przytulać, bawić, towarzyszy nam podczas pracy przy komputerze? Jakkolwiek by jednak nas nie kochał, lwią część jego uczucia otrzymał Elmo. Elmo zaś zaopiekował się kociakiem jak matka. Mył go, spał z nim, nauczył go korzystać z kuwety i jedli z jednej miski. Nie widzieliśmy wcześniej aż tak zażyłej kociej przyjaźni i obserwowaliśmy to z fascynacją przez całe dwa tygodnie. Tylko dwa, ponieważ maleństwo zaczęło chorować. 

Przyjaciele na zawsze

Pomimo leczenia, apetyt nie chciał powrócić. Pojawiła się gorączka i powiększony brzuszek. Wyliśmy z rozpaczy, gdy po bardziej szczegółowych badaniach padła diagnoza: FIP. Nasze maleństwo odeszło, gdyż nie mogliśmy pozwolić mu cierpieć. Tamtej nocy Elmo miał najsmutniejsze oczy, jakie widziałam kiedykolwiek u kota. Tuliłam go, spał przytulony do mnie. Wcześniej płakałam, widząc jak podbiegł do transportera i odkrył, że jest pusty. Widzieliśmy też, jak jeszcze długi czas szuka maleństwa po domu.
Odkaziliśmy w domu co się dało. Wyrzuciliśmy rzeczy maleństwa, ale co mogliśmy poradzić na to, że najwięcej jego śladów nosił jego ukochany starszy brat – Elmo?
Jakiś czas później wyjechaliśmy na krótko do moich rodziców, a kotami zajęli się rodzice narzeczonego. Gdy wróciłam i spojrzałam na chłopaków, wiedziałam już, że są chorzy. Zachowywali się inaczej. Pełna najgorszych przeczuć natychmiast zabrałam ich do weterynarza. Gizmo szybko pokonał infekcję. Elmo, który zawsze był silniejszy, zaczął niknąć w oczach. Walczyliśmy, by zjadł, napił się. Zastrzyki, lekarstwa, mnóstwo wizyt u weterynarza. Specjalnie sprowadzone dla niego leki. Wszystko na nic. Po ponad miesiącu walki, trzymałam wyniszczonego chorobą Elmo i głaskałam, dopóki nie odszedł po zastrzyku podanym przez weterynarza. Mój Elemelek, moje słoneczko… Również zabrał go FIP. Płakałam na myśl o tym, jak codziennie rano po usłyszeniu budzika, biegł do mnie i ocierał się pyszczkiem o moją twarz. Czekała nas kolejna ciężka noc, podczas której Gizmo czuł nasz ból i sam również nie wiedział, co stało się z jego kumplem. 
Mój Elemelek

Zdruzgotani tym, co na nas spadło, drżeliśmy o Gizmo. Na szczęście uratowało go to, że nie był zbyt towarzyski wobec malucha.
Działo się to w 2017 roku i nie słyszeliśmy wówczas o żadnym leku na FIP. Obecnie lek jest, jest cholernie drogi i widzę dużo zbiórek na leczenie kotów dotkniętych tą okropną chorobą. Gdybyśmy wiedzieli o takim leku wcześniej, pewnie do dzisiaj spłacałabym kredyt za leczenie chłopaków, bo spróbowałabym każdej możliwości, by zatrzymać ich przy sobie.
Jeżeli ktoś z Was mógłby wspomóc choćby symboliczną kwotą zbiórki na leczenie kotów chorych na FIP, to gorąco o to proszę. Sama wpłacam, gdy tylko mogę.


Na stronie pomagam.pl wpiszcie w wyszukiwarkę słowo FIP, a otrzymacie również masę zbiórek.

By leczenie było skuteczne, nie wolno go przerwać! Po zastosowanym leczeniu, kot ma szansę na pełne wyzdrowienie i nie musi już więcej brać leku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz